piątek, 3 kwietnia 2009

Z oślim uporem wracam do barana

Nie umiem go sobie wśród rzeżuchy wyobrazić. Zresztą, mimo że rzeżucha nieodmiennie kojarzy się z Wielkanocą, tutaj jest to li i jedynie zielenina. O, proszę, pakowana w plastikowe kubeczki, rośnie sobie sympatycznie i prawie codziennie zasila moje śniadanie:Kiedyś byłam dociekliwa i sprawdziłam, to tak naprawdę nie jest 'czysta' rzeżucha, a mieszanina rzeżuchy i rzepaku. Mnie to nie przeszkadza.

No, ale kamienny baran w tym plastikowym kubeczku jakoś mnie nie przekonuje. Postanowiłam być konsekwentna - kamienny baran na kamiennych jajach ma siedzieć w kamiennej roślinności. Zmalowałam sobie 'drzewko szczęścia' z miedzianego drutku i kamyczków z rozerwanego naszyjnika:Niestety, nie umiem teraz tych elementów skomponować w jakąś przyjemną całość. Bo przecież nie w koszyku :-(

Pogoda mnie nieco zaskoczyła. Wczoraj było przepięknie i słonecznie i zrobiłam to, czego Ciotka nigdy nie robi - poszłam na SAMOTNY spacer. O ile nie przeszkadza mi samotne przebywanie w domu, łazić samotnie nienawidzę. No, ale nie dało rady wytrzymać, pogoniłam w tę wiosnę i oczywiście zapomniałam aparatu! Heh. A wokół tyle żonkili, że aż oczy bolały. Dzisiaj za to od rana było beznadziejnie, więc zabrałam się za odgruzowywanie nory i nie rozglądałam po świecie. Nagle zadzwoniła Daniela, że idzie do mnie. Hmmm... Wyjrzałam przez okno i okazało się być nieźle. Poszłyśmy na spacer, ja tym razem z aparatem. Jak można było przewidzieć, zaraz przyleciała chmura i bezlitośnie zawisła nad nami. Kiszka, nie dało rady robić zdjęć, to jedyny, mizerny łup:(Oczywiście nie należy sądzić, że to jedyne żonkile w okolicy, to jedyne, które złapałam we względnym słońcu.)

I jakby ktoś miał wątpliwości, czy Warrington to wioska:Oto są krowy warringtońskie, prawdziwe, dużo ryczą i mało mleka dają. Nie jest to centrum, niemniej jednak do rubieży jeszcze kawał drogi. Warrington ma ok. 200 tys. mieszkańców, mniej więcej tyle co Bielsko-Biała. Centrum 'miasta' składa się z trzech ulic na krzyż, można je obejść w 10 minut. Pozostałą część stanowią hektary szeregówek z czerwonej cegły. Nie skarżę się, okolica jest całkiem ładna, mnóstwo parków i miniaturowych rezerwatów przyrody. Poza tym blisko w góry i nad morze, a jakby tego było mało, to w pobliżu znajdują się całkiem spore miasta - Liverpool i Manchester. Jak dla mnie, prowincjuszki, to aż nadto.

4 komentarze:

  1. A u nas pogoda piękna od trzech dni.Aż żyć się chce! Wspaniałe widoki u Ciebie, a miejscowość to nie taka mała... u mnie 9.000 mieszkańców:), a i tak uważam,że zdecydowanie za dużo:)Kamienno-barania kompozycja urocza:)
    Lecę do ogrodu, pozdrawiam wiosennie

    OdpowiedzUsuń
  2. Miejscowość jest CAŁKIEM duża, zwłaszcza obszarowo. Po prostu wygląda jak wieeeeelka wieś :-)

    U nas dzisiaj ma padać, fuj...

    OdpowiedzUsuń
  3. a może barana do koszyka..drucianego? poprzeplatanego drucikami z nanizanymi bursztynami??

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Pomysł świetny, gorzej z realizacją. Nie mam tyle miedzianego drutu i nie mam pojęcia, gdzie tu można takowy nabyć. Ale może uda mi się jutro na car boot sale trafić i wypatrzyć coś ładnego :-)

    OdpowiedzUsuń