Miałam plany kompletnie nie związane z robótkami ręcznymi. Niestety, czajniczek z posta poniżej nie dawał mi spokoju. Przerwałam na dzisiaj, bo mnie plecy bolą od garbienia się nad tym garem z małym pędzelkiem, muszę się jednak pochwalić. Doczyściłam mosiądz metodą prababci (sól z cytryną) wspartą nieco nowoczesną chemią (praca z ajaksem twoim relaksem, phi...). Gdy już zaczął błyszczeć wypolerowany metal, to po prostu nie dałam rady, musiałam go jeszcze zmalować. Po doczyszczeniu okazało się, że poprzedni właściciel też brał się za 'odnawianie' i popaćkał emalię złotą farbką, nie wiadomo po co. Przez to moje akryle położone są nierówno, a niestety boję się to szlifować. Jeszcze pomyślę jak go dokończyć, na razie na surowo:
Zupełnie na marginesie zrobiłam jeszcze kolejne jajeczne kubki, bo święta spędzamy ze znajomymi i chcę, żeby każdy miał kubeczek dla siebie:Natomiast zaparłam się i nie zrobiłam ani jednej pisanki. Głupio trochę...
Czy warto jeść mięso
4 lata temu
Czajniczek wyszedł prima sort! Sporo pracy Cię kosztował, ale efekt był tego wart.
OdpowiedzUsuńjajcowniczki sama bardzo lubię ozdabiać a Twoje są bardzo wesolutkie!!
Mężysku też się spodobał, bo rano go widział obszargany, a tu proszę...
OdpowiedzUsuńA takich wesolutkich jajcarni dla siebie bym nie robiła, ja to wolę jakoś bardziej stonowane kolory. Niemniej jednak czasem trzeba spróbować trochę inaczej.
czajniczek pierwsza klasa,widać że sie napracowałaś,no i świątecznie już u Ciebie...pozdrawiam..
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę :-) Nadchodzących świąt jakoś jednak nie czuję, może to przez tutejszą komercję która zżera nastrój...
OdpowiedzUsuń