niedziela, 1 marca 2009

Dzień nam się nie udał zanadto

Co prawda zapowiadało się pięknie i początkowo nawet sympatycznie szło. Z całej siły namawiałam Mężysko, żeby mnie wreszcie na jakiegoś karbutsejla zawiózł. Kto wie, ten wie, że car boot sales to tutejszy sport narodowy, zaraz po golfie i wyprowadzaniu psów. Za bezcen można kupić różne, czasem stare, nierzadko piękne przedmioty, których ktoś się chce pozbyć, a nie ma sumienia wyrzucić. Mieszkamy tu mniej więcej półtora roku, a do tej pory jakoś nie zaznałam przyjemności grzebania w starociach. To przez Mężysko, które nienawidzi tłumów, hałasu, a zakupów w szczególności. Tłumaczę mu po dobroci, że dla mnie to prawdziwa radocha, że na ciuchy go ze sobą nie wlokę, że nie usiłuję go wprowadzić w tajniki zakupu kremu i płynu do higieny intymnej, co muszą znosić mężowie koleżanek... Że mógłby się poświęcić, bo ja i tak jestem mało upierdliwa, a na wakacje też ciągnę w Bory Tucholskie żeby posiedzieć w krzakach, a nie na Kretę czy w inne ciepłe kraje smażyć się w tłumie na plaży... Do tej pory zawsze udawało mu się wymigać, ale że łykend spędzaliśmy z przyjaciółmi, więc Duśka stanowczo poparła moje starania. Nawet chytrze to wymyśliła, że Mężysko z Mieszczykiem posiedzą sobie w sympatycznym pubie w okolicy, a my we dwie będziemy eksplorować bagażniki.

Wyszukałam więc w tutejszym Internecie car boot sales, wybrałam taki najbliższy, o kilka mil (żeby zredukować mężyskowe narzekania), wsiedliśmy w naszą Nyskę i wio! Na miejscu się okazało, że nie tylko telewizja kłamie, angielski Internet też, żadnej bagażnikowej wyprzedaży nie było, będzie w lecie (stało jak byk, że co niedzielę jak rok długi). Chłopaki nam się nie zmartwiły, Duśka przeciwnie gdyż właśnie urządza dom i chciała sobie coś fajnego a taniego kupić do konserwatorium (to weranda taka tutejsza). Koniec końców wylądowaliśmy w pubie we Frodsham i tyle mojej pociechy że po pierwsze przepiękny, cały zastawiony starociami, a po drugie wychował się w nim najnowszy James Bond, czyli Daniel Craig (pub nazywa się 'The Ring O'Bells').

Po wyjściu z pubu Mężysko użyło brzydkiego wyrazu, gdyż w Nysce zapaliła się kontrolka oleju. No ale zaraz zgasła, więc pojechaliśmy do jeszcze jednego pubu niedaleko Warrington, gdyż kiedyś obiecaliśmy go Mieszczykom pokazać. Po ponownym zajęciu miejsca w aucie Mężysku znowu się wymknęło brzydkie słowo, ale tym razem kontrolka nie zgasła. Nyska charcząc znacząco oznajmiła, że coś jej dolega, Mężysko zatrzymało się pośrodku angielskiego krajobrazu, przepchnęliśmy autko przez jeden mostek, żeby jakoś bliżej cywilizacji była, a następnie z buta udaliśmy się do chaty po duśkowego Żuka. To nie było daleko, jakieś 40 minut forsownego marszu, żadna z nas nie miała butów na obcasie więc dało radę. Nyska została zawleczona do domu, mechanik jest już umówiony, Mężysko wściekłe, a ja się cieszę że na ten karbutsejl pojechaliśmy. Gorzej by było, jakby mój biedak utknął gdzieś w środku pola w drodze do lub z pracy, bez przyjacielskiej pomocy i mojego (a jakże) wsparcia moralnego. O!

No i zapomnieliśmy zrobić choćby jedno zdjęcie. Zatem zapożyczenie, pub 'The Ring O'Bells', gdzie ganiał młody Bond, James Bond:
(Zdjęcie z flickr: Tony Worrall Foto's photostream)

3 komentarze:

  1. Znacz się wyprawa z przygodami:) Do lata właściwie już blisko, więc będziecie mogli wyruszyć ponownie:) A u nas niestety takich wyprzedaży nie ma:( A wszystkie niby bazarki z antykami odstraszają cenami...
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dobre słowo :-)

    Z przygodami to Mężysko ma teraz, bo praca za miastem, a tutejsza komunikacja publiczna praktycznie nie działa.

    Wyprzedaż na pewno jakąś dorwę, tylko czy to w tym momencie ma sens? W naszej norze mało miejsca i powoli zasypują nas graty. Marzę, żeby wreszcie osiąść na swoim, ale to jeszcze trochę potrwa. Tymczasem podglądam Ciebie i inne dziewczyny i sobie wyobrażam, jak będzie we własnej chatce :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj pamiętam jak ja marzyłam,żeby mieć własny dom...jak skończyłam 17 lat kupiłam pierwszy nabytek do "mojego domu", którego nie było, wszyscy mieli niezły ubaw, ale jak widać marzenia się spełniają- trzeba w to tylko wierzyć:)

    OdpowiedzUsuń