Na lotnisku czekało stęsknione Mężysko bez samochodu (Nyska trzeci tydzień u mechanika), ale co tam, ważne że chciało mu się wziąć dla mnie urlop. W chałupie z lekka podśmierduje pleśnią, no kiedyś wezmę i puszczę to z dymem (z obserwacji wynika, że zmiana lokalu nie rokuje wcale nadziei na uzyskanie wentylacji w łazience). Moje nieliczne roślinki z grubsza przeżyły, chociaż Mężysko zanadto podlało dracenę, za to zapomniało o kwitnącej przepięknie chryzantemie, która nieco skapcaniała:

A od Ewy M. i Mamy dostałam biżuteryjne komplety. Prześliczne zielone wężyki od Ewy:


Ech, zmęczona jestem.
Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować, że Mężysko przywiozło właśnie Nyskę (czy też odwrotnie, Nyska jego). Poziom usług samochodowych roztrzaskał nas o ścianę, tempo zdiagnozowania przyczyny i pozyskania części przypomina usługi Poczty Polskiej. No, ale naprawili, oddali, żeby jeszcze ta pogoda jutro nie zawiodła...
Witaj!!!!Cosik jest nie tak- wejdź do mnie na bloga- cały czas pokazuje Twój poprzedni post "Grunwaldzki Center", a Ty już jesteś od paru dni!!! Bardzo się cieszę, bo myslałam,że dalej latasz po Polsce:)
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam
Aaaa...zapomniałam dodac,że komplecik od Mamy bardzo przypadł mi do gustu:)
OdpowiedzUsuńMiło znów Cię widzieć!!!
OdpowiedzUsuńElisse ma racje ja tez dopiero teraz Cię dojrzałam, biżuteria super ale kolor tych chryzantem boski
Pozdrawiam
A dostałam jeszcze jeden piękny komplecik od przyjaciółki, tylko baterie w aparacie siadły zanim zrobiłam fotę :-)
OdpowiedzUsuń