środa, 4 marca 2009

Alarm p.poż. mnie natchnął

O rany, ale mam dzisiaj gadane. To ta reisefieber, którą zdiagnozowałam u siebie rano.

Co do tytułu posta - jeden główny alarm jest zamontowany w budynku, poza tym każde mieszkanie ma jeszcze co najmniej dwa czujniki dymu. Tym razem nie działa ten główny, który rzekomo ma wzywać straż pożarną w razie pożaru. O, głupoty piszę, alarm nie tylko działa, ale robi to od świtu co jakiś czas, ni stąd, ni z owąd. Bez powodu zasadniczego, czyli bez pożaru - na szczęście...

No ale nie o alarm mi teraz chodzi, przez niego zaczęłam myśleć o... No właśnie, zaczęłam się zastanawiać, co ratowałabym z pożaru, gdyby się zdarzyło. Który z przedmiotów, bo ludzie (poprawka: WSZYSCY DOMOWNICY - tu ukłon w stronę Elisse) nie podlegają dyskusji. W końcu coś tam z Polski tu przyjechało, nie wszystko poszło na strych do teściów. Parę rzeczy, które są ze mną zawsze, w każdym kolejnym mieszkaniu, które pakuję do pudła ostatnie i rozpakowuję w pierwszej kolejności. Ileż to już razy...

Zebrałam te przedmioty i w resztkach słońca zrobiłam im fatalne zdjęcie :-) Może jutro wstawię lepsze.
Dziwny zestaw, prawda?

Przede wszystkim Tereska - obraz po Pradziadku. Kopia, ale stara i na płótnie, kogo przedstawia? Nie mam pojęcia - dla nas to Tereska i już. Dostałam ją od Mamy, gdyż jestem najstarszą córką.

Następnie - żeliwna małpka po Dziadku. Kiedyś miała jeszcze pieprzniczkę i solniczkę w ramionach, po śmierci Dziadka walała się u rodziny, uratowała ją moja Siorka i dała mnie.

Krzemień pasiasty - Tato znalazł go w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Nie mam pojęcia jak się znalazł u mnie, wcześniej należał do Dziadka który zbierał minerały.

Mały plastikowy słonik na rzemyku - podarunek sprzed kilkunastu lat od mojej najmłodszej (obecnie 22-letniej) Siorki. Zawsze wisi u mnie w kuchni, dobry talizman :-)

I ten włochaty stwór imieniem Modzisz, mężyskowy towarzysz przy komputerze. Od lat.

Tak, pewnie te rzeczy próbowałabym ratować w pierwszej kolejności.

I idąc za ciosem - jeśli tu ktoś zagląda i ma ochotę na zabawę to zapraszam. Trzy pierwsze (będą takie?) osoby, które u siebie na blogu zamieszczą podobną refleksję okraszoną zdjęciem, otrzymają ode mnie coś. Nie wiem jeszcze co, może coś mojego, może coś fajnego z tego kraju. Wyślę, obiecuję! :-) Tylko proszę o linka z informacją - w komentarzu.

9 komentarzy:

  1. Przeczytałam dziś Twojego bloga z ogromnym zaciekawienie i nie powiem pysk mi sie uśmiechał od ucha do ucha. Piszesz super, swoją drogą może Ty książki powinnaś zacząć pisać ? Naprawdę, styl pisania super, bardzo zbliżony do moich ukochanych pisarek Joanny Chmielewskiej i Moniki Szwaji. Ale ja nie tylko o tym ...
    Czytając Twojego bloga pisałaś o widokach ze swojego mieszkania i o Złotych Łanach - czy Ty nie pochodzisz z Bielska-Białej? Bo ja tak !!!
    I jeszcze jedno apropos tego posta powyżej - podoba mi się powyższa zabawa i chętnie umieszczę posta takiego u siebie ale ja chyba wszystko ratowała Matko Boska !!! To czego zdjęcie mam zrobić na miły Bóg?

    OdpowiedzUsuń
  2. :-)
    Obawiam się, że gadkę mam całkowicie skażoną przez Panią Chmielewską. Wychowałam się na niej i tak mi się udzieliło. Ale to raczej wada, takie naśladownictwo, więc książek pisać nie będę.

    Nie pochodzę z Bielska tylko z okolic Wrocławia. Z BB jest moje Mężysko, mieszkaliśmy tam wiele lat, mamy tam mieszkanie i tęsknimy za górami.

    Jeśli chodzi o przedmioty do ratowania z pożaru, to odlicz to, co da się odzyskać za kasę, a potem dalej zawężaj zbiór :-) Mnie po namyśle jeszcze doszły albumy ze zdjęciami...

    A, i poproszę o adres na mejla :-) Nadal mieszkasz w BB?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak tak mieszkam w Bielsku na osiedlu Wojska Polskiego ale kiedyś wynajmowałam mieszkanie na Złotych Łanach ale to stare czasy

    Ja Ciebie również proszę o adres na email: kasandra76@wp.pl w sprawie zabawy podaj dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Chmielewską uwielbiam i ja- dlatego jestem u Ciebie częstym gościem:) Rozumiem,że z pożaru ratujemy rzeczy martwe?(bo ja w pierwszej kolejności ratowałabym menażerię, ale chyba nie o to chodzi, no nie?)Zanim ja się zdecyduję co bym ratowała, to pewnie już będzie po ptokach:) Ale spróbuję, pomysł przedni!

    OdpowiedzUsuń
  5. Natentychmiast robię poprawkę w tekście. Nie ulega wątpliwości, że najpierwsza jest wszelka ŻYWINA, nieważne na ilu łapkach biega. Dopiero potem dobra bardziej lub mniej materialne.

    No jak to wychodzi od razu, że człowiek żyje bez sierści w domu... Sposób myślenia mnie zdemaskował :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabrałabym koty i psa. Rybek bym nie dała rady, biedaczki by się pewnie usmażyły.
    A tak poza tym to nie mam żadnych rzeczy, do których jestem szczególnie przywiązana.
    Pewnie bym zabrała dokumenty. No ale zdjęć dokumentów na blog nie wrzucę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Luzik. Mój konkurs nie ma wzięcia, a ja już mam co rozdać ;-) Jak chcesz, to wyślij mi swój adres czy tam nr skrzynki pocztowej na mejla agahojnacka@gmail.com

    Dyskrecja gwarantowana, zresztą i tak się przeprowadzasz niedługo, nie?

    OdpowiedzUsuń