środa, 6 maja 2009

Lampa po raz drugi

Polakierowałam tę lampę, tak pewnie ze trzydzieści razy. I odrobinę skiepściłam. Światło u nas nie tego, bo leje, względnie tylko chmury są, w każdym razie lakierowałam po tym czarnym i lakierowałam, szlifowałam i lakierowałam i... No,wiadomo. Lakier mam taki sobie, satynowy do parkietów prosto z marketu budowlanego. Papier ścierny normalny. I dopiero po wszystkich zabiegach zauważyłam, że czerń wyszła nie całkiem czarna, wygląda jak pokryta drobnymi kłaczkami - a żadnych kłaczków nie ma! Na początku chciałam ją jeszcze przyczernić i ostatecznie polakierować, ale tak naprawdę tych niedoróbek prawie nie widać. Tylko z bliska i w trybie makro, na żywo nie rzuca się zanadto w oczy. Doszłam do wniosku, że poprawiając mogę to schrzanić do imentu, i odpuściłam. Oto lampa w zbliżeniu i nadal ją lubię :-)
Natomiast jeśli idzie o inne osiągnięcia... Hehe, przypomniała mi się Bridget Jones, która dużym nakładem sił i środków podała gościom niebieską zupę, omlet i marmoladę. Natomiast ja, dużym nakładem sił i środków postarzyłam toaletkę, która obecnie wygląda jak pół dupy zza krzaka. Jutro spróbuję ją nieco poprawić. I tak pewnie wystawię ją na blogu, choćby po to, żeby mnie pycha nie zalała i nie zeżarła zbytnia pewność siebie ;-)

16 komentarzy:

  1. Piekna lampa!!! Jaki ksztalt, no super! Przygladalam sie temu lakierowi, mialam tak, gdy lakier na craka medium Stamperii polozylam. Prace leza niedokonczone, moze pokaze w galerii nieudaczkow kiedys :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lampy nie powstydził by się nawet "excluziwny" katalog rezydencji dla Dżinów!!!!! Tak patrzę na swoją i myśl mi kiełkuje, żeby coś z nią zrobić;)...okleić serwetką i przyciąć przy krawędzi...buchachachacha...jeeeeejku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze jeszcze możesz 'wydrzeć cały fragment z serwetki obiadowej' czy jak to tam szło, 'artystko' huehuehue.
    Za pochwałę dziękuję w imieniu pani Daisy o ścisłym umyśle (z posiadania którego nie mam się co cieszyć, i tak gupia jezdem).
    Strasznie się dzisiaj ubawiłam, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  4. Domyślam się, pewnie nie tylko my;)większość "pseudoartystów" kwiczała dziś ze śmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi przypadła do gustu ta lampa ..ma taki fajny klimacik i zadnych tam kłaczków i innych nie widze . Pozdrawiam tez deszczowo

    OdpowiedzUsuń
  6. czyli, że co? nie ja jedna dziś ryczałam? ;o) dziewczyny jesteście Wielkie! a tak wracając do meritum to lampa tak piękna, że och ech - bardzo nastrojowa, a to kocham najbardziej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Lampa boska, kłaczków brak...cudo!!! A taki miedziany, wygięty fidrygałek, to od lampy czy od tego świecznika co dalej stoi?
    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ezieto, jak pokażę, może jutro, swoją niedoróbkę, to i Ty bez kompleksów wystawisz swoje ;-)

    Nettiko, kłaczki są, ale żaden problem... Też uważam, że lampa ma klimat.

    Aniu, mnie się pycho cieszy że hej! Uwielbiam się wtrącać i dyskutować, huehue.

    A ten miedziany fidrygałek, Elisse, wcale nie jest miedziany, tylko malowany na miedziano. To niedawno był wazon na chromowanym stelażu. Szkło stłukłam (myślałam, że sobie napluję w twarz), stelaż przemalowałam, kupiłam miseczkę z dymionego szkła i świecę - mam świecznik...

    OdpowiedzUsuń
  9. Może miałaś jakieś wyobrażenia o tym jak ta lampa ma wyglądać, ale ona i tak jest przecudna, przepiękna, z klimatem, urokliwa etc. Słów poprostu brak... Ech, żebym tak ja umiała...

    Matka Czworokątna

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie odnowiłaś lampę...mnie zawsze najbardziej podobają się prace, które zmieniają koszmarki ( z potencjałem widocznym tylko dla wybrańców;) w klimatyczne przedmioty...ja osobiście pewnie użyłabym błyszczącego lakieru do wykończenia, przekonałam się , że czerń pod matem nie zawsze dobrze wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  11. Lauro, mnie też się podoba, mimo niedoróbek. Kolejne 'arcydzieło' chyba dzisiaj pokażę, bo mnie śmieszy :-)

    Jolinko, błyszczący lakier na pewno wyglądałby lepiej, też o tym myślałam. Tylko on tak bezlitośnie wywleka na światło dzienne niedoróbki...

    OdpowiedzUsuń
  12. Matko Czworokątna, zapomniałam zapytać, kim jesteś? Czy Matką Boską Trójdzielną Maciczną, czy też Matką zupełnie inną?

    Podejrzewam, że umiesz - decoupage to naklejanie obrazków, w głównej mierze. Na lampie nie ma nic oprócz tła, wyciętego motywu i lakieru.

    OdpowiedzUsuń
  13. Daisy - jestem matka czwórki rozkosznych bachorków. Jednocześnie jestem daaaawną koleżanką AgiB z prehistorycznych czasów liceum. Obecnie poszukuję siebie. Cokolwiek to znaczy. Joanna

    OdpowiedzUsuń
  14. Lampa jest przepiękna i bardzo elegancka. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym umiała takową stworzyć :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Joanno (Matko Czworokątna), zastanawiałam się, czy nie jesteś moją blogową znajomą, Matką Boską - ona też tu czasem zagląda. Życzę powodzenia w poszukiwaniach, ja też czasem jestem zagubiona... O czasach prehistorycznych mi nie kadź, jestem w tym samym wieku co AgaB, a zatem i w Twoim. Żadna ze mnie skamieniałość :-)

    A lampka, Ato, to akurat banał, tyle że efektowny. I nie ma tu żadnej fałszywej skromności. Przyjemny motyw, czarne tło i tylko trochę czasu na lakierowanie. Spróbuj.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudo Ci wyszło i już na moją starą lampę zerkam...mąz mnie z domu wygoni...wszystko maluję.Nie pozwalam wyrzucać butelek, bo moze się przyda...

    OdpowiedzUsuń