niedziela, 7 czerwca 2009

Nudna niedziela, angielski dekupaż

Nuuuudy, panie. Pogoda paskudna, środek dnia dawno minął, nigdzie się nie wybieramy, nic nie zrobiłam, nawet obiadu... Już drugą nockę pod rząd sąsiedzi umilali nam pijackimi wrzaskami. Dzisiaj i tak było lajtowo, chłopaki wrócili o czwartej nad ranem i - o ile dobrze odebrałam zniekształcone dźwięki - chłopaczek wyrwał na imprezie laskę, a pozostali cieszyli się jego radością... Wczoraj chłopaki z sąsiedniego budynku (tej mowy nie rozumiałam wcale, tam akurat mieszkają panowie z Afryki) próbowali prać się po pyskach i czymś rzucali. Dobrze, że nie w okna czy samochody na parkingu. Z niewyspania jestem zła, Kuba zresztą usnął pod pretekstem czytania książki... I dobrze, przynajmniej na razie jeść nie woła. Mieliśmy się zwlec o ósmej z łóżek i pojechać na car boot, mnie się udało, ale nie miałam sumienia budzić Kuby. No to byliśmy na targu przed jedenastą, szkoda czasu. Ale właśnie zdiagnozowałam swój zły humor - byłby lepszy po zakupach :-)

W tym roku sąsiedzkie ekscesy to małe miki w porównaniu z rokiem ubiegłym. Nad nami mieszkali angielscy chłopcy jak malowane, jak tydzień długi chodzili na haju, w łykendy robili imprezy. Skończyło się nagle z ciekawego powodu - jednej nocki urządzili na korytarzu zabawę w rzucanie puszki farby. Nie mam pojęcia, dlaczego nie słyszeliśmy tego, pewnie nie było nas w chacie. Następnie okazało się, że w różowiutkie plamy, plamki i kropeczki są ściany, okna, winda dla inwalidów, a zwłaszcza wykładzina (dywanowa oczywiście) na schodach, przez wszystkie trzy piętra... Chłopcy zwinęli się w ciągu jednej nocy, właściciel mieszkania wzruszył ramionami i wezwał przedstawiciela firmy ubezpieczeniowej, korytarz jest po remoncie, a na podłodze znowu ułożono dywanową wykładzinę... W moim bloku w Bielsku jest lastriko i zdaje się, że jednak sprawdza się lepiej.

Wczoraj odwiedziłam HobbyShop w Warrington i znalazłam trochę ciekawych rzeczy. Co prawda farby akrylowe są strasznie drogie, papier do deku w szalonym asortymencie dziesięciu nijakich wzorów 3D, ale można kupić trochę pieczątek, pasmanterii całkiem nienajgorszej, są też rzeczy do produkcji biżuterii, na piętrze rzeczy do haftów i dziergania, nawet jakieś tkaniny... Strasznie to daleko od centrum, a Kuba niechętnie mnie zawiózł i ostentacyjnie siedział w aucie, więc tylko przegalopowałam szybko między półkami i chyba muszę się tam wybrać autobusem na dłużej.

No i jeszcze znalazłam (na włoskim blogu) linki do stron z angielskim dekupażem. Nie jestem olśniona ilością i jakością prac pokazanych na stronie 'The Guild of British Découpeurs', najbardziej podobało mi się to pudełko:Znalazłam jeszcze jeden jedyny link do galerii członka, eee..., członkini gildii, Mary Harrison. To jedna z jej prac:Obejrzałam zdjęcia i stwierdziłam, że jest to deku zupełnie inne, niż nasze. Co kraj, to obyczaj :-) Przeglądałam ostatnio galerię KAIEM i wystawione tam prace podobały mi się o wiele bardziej - i były ich dziesiątki. Ale należy tu zwrócić honor - angielski decoupage istnieje. Chciałabym jeszcze znaleźć miejsca, gdzie można to kupić, albo przynajmniej zobaczyć z bliska.

17 komentarzy:

  1. ham...jak dla mnie to "decoupage..naaaa ludowo"
    ;) ale jak sama piszesz - co kraj to obyczaj.
    Co dzo sąsiadów - współczuję. Przez 20 lat mieszkałam z mieliną nad glową. niezapomniane...

    OdpowiedzUsuń
  2. No coz, moj dzien jest jeszcze bardziej kiepski niz wczorajszy. Nie wiem, czy cos lata zlego w powietrzu, czy cus?
    Te skrzyneczki, to hmmm. inne..Ale ja juz wiem, ze to co podoba sie mi, niekoniecznie musi sie podobac innym i na odwrot...
    a sasiedzi...ja mam porzadnych. O 6 rano gotuja gulasz w sobote lub smaza cebule, a o7 rano tluka kotlety, rosol juz pyrka.
    Glosni sa/byli sasiedzi z przeciwka, ot osiedli Cyganie.Ale najgorzej bylo, gdy mieszkalismy w wielkim budynku sami..Kazdy szelest byl podejrzany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam serdecznie autorkę jednego z moich ulubionych blogów.Jestem panią w wieku hm....pośrednim,nie udzielam się towarzysko,w zamian lubię podglądać świat przez dziurkę od klucza /tak określiłabym swoje korzystanie z internetu/.Dzięki temuż wynalazkowi mogę odwiedzać miejsca które "dobrze mi robią na samopoczucie".Tak jak blog pewnej CIOTKI,którą szczególnie cenię za to że jest "bez upiększeń" Ala /mama Agi B./

    OdpowiedzUsuń
  4. Elu, obecnych sąsiadów przedkładam nad tych z kraju, z mojego miasteczka. Ci tutaj są tylko czasem głośni, zawsze się uśmiechają na schodach. Tamci bez żenady mnie okradali, ciągnąc na lewo prąd, wynosząc węgiel ze wspólnej kotłowni... Pyskówki i bluzgi to była codzienność. Gdyby nie jedna, ukochana sąsiadka, chyba wysadziłabym tę budę w powietrze, razem z policjantem-złodziejem i nauczycielem_przedmiotów_zawodowych-złodziejem. Małe, ojczyste cwaniactwo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Alu, nie ma Pani pojęcia, jak się cieszę z tych wizyt! (tu ukłon w pas) Ja też lubię zaglądać ludziom do garów, z tym, że próbuję trochę w nich mieszać. Internet jest wspaniałym wynalazkiem :-) Moje życie towarzyskie dzięki blogowi uległo wzbogaceniu, może i Pani spróbuje? Od razu dodam Panią do ulubionych!
    Pozdrawiam serdecznie, czekam na dyskusje pod kolejnymi notkami na tym czy innym blogu.
    Buziaki!!! (ja też wizytuję miejsca poprawiające samopoczucie, tak znalazłam Agnieszkę...)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj to ja chyba przestane narzekać na panów pijących w budzie pod sklepem, a 15 cm od mojego płotu... Impreza taka po nocy to była może ze 3 razy jak tu mieszkamy już prawie 2 lata.
    A angielskie decu... No cóż.. Całkiem inne niż "nasze" Ale to tym bardziej potwierdza, że masz niszę :D
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  7. No to ja już chyba polubię te alarmy włączające się w nocy na chałupach sąsiadów mych...
    A ten decupaż angielski jakiś taki bez wyrazu jest. Się wymądrzam jakbym niby fachowcem była ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tralalalalala, mieszkam w swoim domu, sąsiadów mam daleko, tralalalala...(rzut rzęsami o biurko)
    A ten angielski decoupage to faktycznie jest inny, taki bardziej 'włoski' bym powiedziała, tak mi się kojarzy...Ale też uważam, że Polki są mistrzyniami decou, ale to pewnie dlatego, że my w ogóle fajne jesteśmy (tu drugi rzut rzęsami o biurko;-))

    OdpowiedzUsuń
  9. och sąsiedzi... całę epopeję można bym im poświęcić...

    a tak zmieniając temat, skorzystałam z linku i natknełam się na taką pracę

    http://www.axet94.dsl.pipex.com/newpictures/Big-Blue.gif

    proszę mi łopatologicznie wytłumaczyć (może być przy użyciu łopaty) na czym polega wybitność tego decoupagu??? przyklejone, zalakierowane (też nie widzę aby było wybitnie zalakierowane) zero cracle, zero cieniowań, zero shabby shic... no to o co chodzi? o co tyle chałasu? może jak u Szekspira (wiele chałasu o nic)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ato, o alarmach jeszcze też napiszę. W sumie to wolę, jak mi młodzian po imprezie pokrzyczy trochę pod oknem ;-)

    Gdyby nie to ostatnie zdanie, lejdik, że fajne z nas babki, dałabym Ci, chwalipięto, w ucho ;-P Jak czasem rozglądam się po swojej norze, to rzucam od razu całym organizmem o ścianę, hihi. To też temat na osobnego posta.

    OdpowiedzUsuń
  11. acha znalazłam sklep dla ciebie w UK
    http://www.boxylady.co.uk/wooden-boxes

    :)

    OdpowiedzUsuń
  12. PS help jak dodać plik muzyczny na blog (jak z piosenką od Lejdik)

    OdpowiedzUsuń
  13. Aniu, dzięki za linkę do pudełek. Dupa ze mnie, nie przeglądarka internetowa, prawda? Niedługo będę musiała odszczekać wszystko, co złego powiedziałam na temat tutejszego deku.

    Co do urody pracy, którą pokazałaś, trudno się wypowiadać. Gusta i guściki, ta jest utrzymana w stylu, który często tu widuję. Każdy naród ma swoje pojęcie estetyki, zupełnie inaczej wyglądają przedmioty z krajów orientalnych, niż te z Meksyku. Angielski styl jest jak dla mnie przeładowany kwiatami i ciężkostrawny. Inna rzecz, że wszelkie 'krafty', choćby tak popularny u nas scrapbooking, wykonane są bez polotu i schematycznie, widziałam na angielskich blogach. Z moich obserwacji wynika - i zdania nie zmienię - że Anglicy wykazują się brakiem gustu, wyobraźni i samokrytyki. I lenistwem, niestety. Ale także przekonaniem o własnej wielkości. Jako naród zdobywców - może mieli do tego podstawy, teraz jednakże są narodem potomków zdobywców, odcinają kupony od dawnych osiągnięć. Aaa, znowu zaczęłam przemyślenia pisać w nieodpowiednim miejscu...

    (PS. poszedł do Ciebie mail z instrukcją)

    OdpowiedzUsuń
  14. Rzeczywiście piękną masz tapetę hi hi:) Ciotko-Siostro moja:) Będę zaglądać, dobrze? Cudne rzeczy spod Twoich paluszków wychodzą! Ta druga skrzyneczka spod nie Twoich dłoni mi się podoba, ale jak tak patrzę, nie pasowałaby do mojego mieszkania, aczkolwiek niczego sobie. A jeśli chodzi o sąsiadów, to widzę, że tu niezłe historyjki są ludzi obciążonych tym bogactwem. Teraz lecę do pracy, ale jak wrócę, zajrzę tu znów i poczytam sobie, bo bractwo sąsiedzkiej duszy czuję:) Buziaki*

    OdpowiedzUsuń
  15. Zaglądaj, proszę, ile dusza zapragnie. Zajrzyj jednak jeszcze na tę notkę: http://daisydecoupage.blogspot.com/2009/05/czemu-ciotka-i-dlaczego-nie.html
    Bo ja naprawdę nie lubię, jak się do mnie mówi 'Ciotko'. Siostro może być :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki Bogu i partii mam spokojnych sąsiadów w bloku. A moja siostra mieszka w domu i ma przechlapane z sąsiadami.Są ....chyba chorzy. Non stop donosy, Policja...przychodzą, sprawdzają i jest ok.A tamci na drugi dzień znów donosy i tak się kręci....
    Decupaż tak naprawdę sie różni i to bardzo w poszczególnych krajach. Stylem, kolorem...NAsz jest ładny i jeszcze raz widziałam decu irański i był piękny. Włoski mi się nie podoba.Australijski moze być. Jednak to kwestia gustu i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  17. a ja już wolę włoski od australijskiego... :o) w naszym decu widać duszę, marzenia, nostalgię, zapał, emocje, czasem ambicje tworzenia czegoś bardzo własnego

    ciekawa jestem niezmiernie tego irańskiego!

    OdpowiedzUsuń