czwartek, 18 czerwca 2009

Brytyjskie rozwiązania techniczne II

Znowu jestem wnerwiona, bo główny alarm przeciwpożarowy wyje co chwilę przez dwie sekundy. Pora zatem na dalszy opis nory.

Nora to typowe tutejsze mieszkanie - one bedroom flat. Składa się z sypialni, kuchniosalonu, przedpokoju i miniłazienki. Metrażu nie znam, na oko 35 m2. Okna są dwa, drzwi zewnętrzne zamykane są na niezwykle nowoczesny klucz. Złodziej, ujrzawszy ten klucz uznałby na pewno, iż taki patent nie może zamykać nic godnego uwagi. Przez dziurkę widać światło z korytarza, przez szczeliny w drzwiach przedpokój nocą jest oświetlony jak Las Vegas.

Kuchnię opisałam wcześniej, zatem, proszzzzzzzzpaństwa, oto saloon:

W salonie otóż najbardziej efektownymi ozdobami są dwa kaloryfery powieszone na środku dwóch ścian. Na trzeciej ścianie znajdują się drzwi balkonowe (tylko drzwi, bez balkonu), czwartej ściany nie ma, bo jest kuchnia. Zatem jak ustawiać meble? A kogo to obchodzi? Projektant nie zastanawiał się, czy pokój ma być ustawny, ważne było, że jest central heating. Bo ogrzewanie centralne to wcale nie jest standard, to luksus dostępny od niedawna, w domku Mieszczyków (z lat osiemdziesiątych) kaloryfery zostały dorobione później. Zatem skoro mamy CO, to kaloryfery mają być główną ozdobą salonu. Przywiezionych z Polski rzeczy mamy sporo, książki gdzieś trzeba trzymać i durnostojki, a także płody mojej ręcznej produkcji. Mieszkanie wynajęte zostało z umeblowaną kuchnią i paroma gratami, należało kupić jakieś meble do salonu. No, ale jak umeblować salon, skoro przeszkadzają: 1.) rzeczone kaloryfery, 2.) kinkiety ścienne, które nie pozwalają wstawić wysokich mebli, bo też są rozmieszczone bez ładu i składu... Kolejny feler - kinkiety to takie gipsowe coś w formie misek przyczepionych do ściany, pomalowanych w ten sam przeraźliwy kolor 'magnolia' i świecące tylko do góry. Tutaj wszystko razem, jako bonus - rządek angielskich kontaktów:Ze względu na powyższe elementy krajobrazu kupiliśmy najtańsze meble z dykty i postanowiliśmy przetrwać w takim stanie, aż zdecydujemy, co dalej...

Z salonem jeszcze nie skończyłam. Pomieszczenie to, właściwie 'kuchniosalon' zawiera w sobie użyteczny schowek. Na początku był w nim porządek, bo służył głównie do przechowywania zapasów i AGD. Niestety, po jakimś czasie przyszli panowie ze straży pożarnej i doczepili się do rowerów stojących na korytarzu. Powiedzieli, że rowery należy zabrać, bo tak. Bo będą przeszkadzać w przypadku ewakuacji. I teraz rowery mieszczą się tam:Kuba ma wprawę w wyciąganiu i chowaniu - cała akcja zajmuje mu nie więcej niż 10 minut.

Miałam teraz pisać o sypialni, ale chyba jednak najpierw łazienka... Pomieszczenie jest wielkości może 3 m2, znajduje się w nim kibelek, umywalka i wanna. Na meble zabrakło miejsca, wstawiliśmy tylko plastikową półkę z wysuwanymi szufladami. W łazience element rozrywkowy stanowi wanna. Mianowicie tutejsi budowlańcy uznali, że najlepszym tworzywem do ustawienia wanny jest płyta pilśniowa. Woń w łazience nie była szczególnie przyjemna, więc kiedyś Kuba odkręcił osłonkę przy wannie i odkrył tam, hmmm... Bagno to stanowczo najlepsze określenie. Zaczęliśmy badać problem i szybko się wyjaśniło - płyta pilśniowa jest dość miękka, pod ciężarem się zapada. Wtedy powstaje szczelina między krawędzią a kafelkami, leje się woda, a dalej już wszystko jasne. Trzeba było uszczelnić silikonem. Podczas tej operacji Kuba, stojąc oczywiście w wannie, poślizgnął się nieco, wykonał przytup, a łokciem wybił dziurę w ścianie. Okazała się, że jest gipsowo-kartonowa, nasiąknięta wodą. Heh... Dobra, wysuszyliśmy bagno. Dziura w ścianie została zagipsowana, ale wyszła spod farby w formie liszaja. Wrrrr, pomalujemy to przed przeprowadzką.

Teraz miejsce do spania i pracy. Sypialnia jak sypialnia, ten sam przygnębiający kolor ścian, takie same kinkiety jak w salonie. Ciasno jest, bo upchnęliśmy tu dwa biurka na dwa komputery. Jako umeblowanie występuje szafa ścienna i też powinnam pokazać zdjęcie, ale akurat się pakuję i mam bajzel. Co se będę obciach robić. Szafa została zaprojektowana na człowieka o bardzo wąskich ramionkach, wieszaki wiszą w niej na skos i z reguły nie jest zasunięta do końca - nie chcę mieć pogniecionych wszystkich ciuchów, a poza tym drzwi wypadają z prowadnic. Tylną ścianą przylega do łazienki, co jest nie bez znaczenia. W czasie, gdy lało się pod wannę i namakała ściana, w szafie mieliśmy nieciekawy zapaszek oraz wilgotną podłogę. Bueee...

Kolejny rewelacyjny pomysł to umieszczenie piecyka gazowego w sypialni, w schowku za drzwiami:Schowek jak schowek, piecyk jak piecyk. Ino nie potrafię pojąć, jak można w chałupie zamontować dwa czujniki dymu i jeszcze jeden dodatkowy, centralny wyjec przeciwpożarowy, ale najpierw wstawić komuś kotłownię do sypialni...

A! I jeszcze okno. Plastikowe, luksusowe znaczy, otwiera się na zewnątrz, i to tylko jedno skrzydło. Poza tym nie da rady go zablokować w dowolnej pozycji ani rozszczelnić. Ma tylko dwie funkcje: otwarte/zamknięte. Gdy jest mocny wiatr, nie może być ani odrobinę uchylone, co nie przeszkadza - i tak się wietrzy przez szpary i pęknięcia. Ciekawe, czy wypadnę kiedyś przy okazji próby umycia. Takie próby podejmuję, co prawda nader rzadko. (Jak widać, paskuuuudna pogoda dzisiaj, chociaż nie pada...)

Skoro było o kotłowni, to jeszcze jeden aspekt centralnego ogrzewania. W zimie przechodząc przez przedpokój zaczęłam się potykać. Po jakimś czasie zaitrygowało mnie to, przyjrzałam się podłodze i okazała się być odkształcona. Na podłodze leżą płytki PCV, znalazłam na nich wypukłość, jakby pod spodem przeszła wielka dżdżownica. Okazało się, że biegnie tamtędy rura CO, która nagrzewa płytki. Po sezonie grzewczym wszystko oklapło, a płytki się rozeszły w szwach i teraz jest pięknie:Ach, główną ozdobą maleńkiego przedpokoju jest oczywiście kaloryfer wiszący na środku ściany. Naprawdę, mogłoby go tam nie być, pozostałe pomieszczenia są ogrzewane wystarczająco.

Nie wiem, czy wymieniłam wszystkie wady mieszkania. Zalet nie posiada, moim zdaniem, oprócz nienajgorszej lokalizacji. Budynek jest nowy, ma zaledwie cztery lata, w korytarzu widać pęknięcia na ścianach, okna są źle osadzone, podłoga się rusza, alarm p.poż. uruchamia się bez powodu i wiatr świszczy przez drzwi. Wykładzina dywanowa na schodach jest jeszcze estetyczna, bo położona dwa miesiące temu. Uważam, że cała ta buda nadaje się do generalnego remontu, a najlepiej sprawdziłby się dźwig z kulą na łańcuchu. Rozsądny człowiek zapyta, po jaką cholerę tu mieszkamy. Heh, no bo tak. Firma sprowadziła tu Kubę do wynajętego na parę miesięcy mieszkania, w tym czasie nie było jeszcze aż tak źle (pomijając pralkę), zatem podpisaliśmy z właścicielką kolejną umowę. Później zaczęliśmy się zastanawiać nad dalszymi planami. Bez sensu przeprowadzać się na chwilę, przeprowadzki są kosztowne, a nie ma gwarancji, że będzie lepiej. Czekamy, aż coś się wyklaruje w sprawie Kuby pracy, we wtorek jedzie na kolejną rozmowę...

A ja marzę o domku z ogródkiem i oglądam sobie zdjęcia na zaprzyjaźnionych blogach.

17 komentarzy:

  1. no to, z uwagą i zainteresowaniem poczytałam, (i ten post i wcześniejszy). niby czteroletni budynek, a wygląda gorzej niż niejeden czterdziestoletni. No ale musicie przecierpieć. Trzymam kciuki żebyś opisując kolejne mieszkanie, pisała same zalety, i nie znalazła żadnej wady. W zupełności Cie rozumiem, sami teraz mieszkamy w Madrycie i wynajmujemy, i strasznie tęsknię za moim mieszkankiem w Polsce, i tak samo jak Ty marzę o własnym domku ;-) i życzę NAM żeby się NAM nasze marzenia spełniły ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Z zapartym tchem i szeroko, jak złotówki, zdziwionymi oczami zwiedziłam Twoje obecne mieszkanie. Czego to ludzie nie wymyślą, żeby wygodnie się żyło ;)...ciekawe czy ten architekt, autor tak niesamowitych rozwiązań również i sobie mieszkanie/dom projektował???
    Pozdrawiam życząc spełnienia snów o własnym domku z ogródkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. i najlepsze jest to, że ktoś za te wszystkie fuszerki wziął pieniądze... czasem jak widzę w różnych mieszkaniach równie barwne kwiatki to podziwiam jak ludzie mogą być kreatywni... u mnie najcieplej wspominam półki wiszące na zapałkach :)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Az wierzyc sie nie chce, ze to W. Brytania...moze budowali go fachowcy ze sciany wschodniej? Te kaloryfery w salonie mnie rozbawily...moze ma byc bez mebli, tylko same siedziska?

    OdpowiedzUsuń
  5. u mnie podobnie tyle ,ze mieszkam w domku jednorodzinym parterowym i w salonie mam na jednej drzwi i kaloryfer na drugiej scianie na srodku kominek na trzeciej wielkie szklane drzwi z czego tylko jedna strona sie otwiera a na trzeciej drzwi do kuchni:))
    a i w oknach mam tylko lufciki eszta to tafla szkla.
    pozdrawiam z "luksusowego" domku

    OdpowiedzUsuń
  6. Znaczy się , na polskich projektantów nie ma co narzekać! Faktem jest ,że każdy kraj ma swoje architektoniczne dziwności . Po Twoim opisie ( a w Anglii jeszcze moja noga nie stanęła )mieszkańcy tego kraju mają osobliwe poczucie humoru !( ale ten fakt przyswoiłam już dawno ). Korzyść jest natomiast pewna ( bo zawsze można znaleźć jakieś plusy),jeżeli zmienicie lokum ,będziesz wiedziała na co zwracać uwagę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. To poczytałam sobie:).Pamiętaj,że nie jest źle,bo mogło być gorzej.Ciesz się,że Ci karaluchy nie spadają w nocy na głowę,bo my w Stanach pierwsze klucze do naszego "własnego" mieszkania odbieraliśmy wniebowzięci,że nareszcie sami,a nie kątem u rodziny.Ale kiedy tylko otworzyliśmy drzwi,to pierwszą noc spędziliśmy w samochodzie :c).Z robactwem walczyliśmy do końca i przegraliśmy z kretesem,nawet "bomby" nie pomogły.W końcu wyprowadziliśmy się z ICH królestwa.
    Dopóki nie zakorzenicie się gdzieś na dłużej,to mebli nie radzę kupować,lepiej w nocy przemycić z wystawki,szkoda kasy na nowe.
    A kinkieciki zdekupażuj,właścicielce napewno spodobają się ich nowe oblicze,a jak nie to kupisz jej nowe :c).Budzisz we mnie wspomnienia,ale niech wszyscy wiedzą jaki "raj" jest za granicą i na co są"narażeni" wyjeżdżając za chlebem.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam ten horror widząc oczami wyobraźni moje pierwsze mieszkanie, gdzie kaloryfer w kuchni był umieszczony NAD kuchenką gazową...pod sufitem...a żeberek miał więcej niż kaloryfer w pokoju. Panowie nie potrafili mi wyjaśnić tego ewenementu;)...chyba właśnie przez kaloryferową traumę poszłam na architekturę - żeby samej zaprojektować swój dom;)
    Ale mój kaloryfer nie przebije Twojego piecyka w sypialni.
    ps. w Polsce normy budowlane zabraniają instalowania okien otwieranych na zewnąrz wyżej, niz na parterze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam, że nikomu nie zechce się czytać tak długiego posta, dzielne jesteście :-)
    * Madziorek, też nam tego życzę!
    * Penelopo, tutaj mnóstwo rzeczy robi się w ogóle bez projektów, mam wrażenie że mało komu to przeszkadza!
    * ushi - albo szafka łazienkowa przyklejona do tapety...
    * Elu, fachowcy ze ściany wschodniej są tu w cenie, nie odwalają fuszerki - w każdym razie mniejszą, niż tutejsi.
    * Dommo, czyli jako tutejsza nie byłaś zdziwiona moim postem ;-)
    * Ito, to nie poczucie humoru, to brak nawyku myślenia moim zdaniem.
    * Arkadio, o rrrany, karaluchy! Nie mam, miałam małe muszki, ale teraz hoduję pająki, więc jest spokój. Deku na kinkietach nie mogę zrobić, zresztą szkoda czasu :-/
    * Lauro, to nie odwaga, tylko słaby pion decyzyjny ;-)
    * Agnieszko, znajomi kupili tu domek z ogrzewaniem gazowym w salonie - bez odprowadzenia spalin! Podobno też normalne... Szok!

    Nie wiadomo, co gorsze - polskie normy wyśrubowane czasem do granic zdrowego rozsądku, czy też brak jakichkolwiek...

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  10. Znam ten ból. To jeszcze dodam od siebie. Brak tu takiego rozwiązania technicznego jak korytarz. Do domu wchodząc jesteś od razu w salonie, w którym oczywiście jest położona wykładzina. Dzieci , wykładzina plus tutejsza pogoda-to nie jest dobre rozwiązania. Tak więc wykładzina w krótkim czasie zmieniła swój kolor. A teraz w salonie na podłodze zamiast wykładziny mam dwie duże wycieraczki jako główna ozdoba .

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej Daisy - ja tak szybciutko.. muszę ogarnąć dom i wyruszamy :)
    Wczoraj niespodziewanie przyszedł w końcu do nas pan od okien (po roku oczekiwania, postukał, po pukał.. miły był, ale powiedział, że to wszystko - resztę znów kto inny musi naprawić - ja tylko się uśmiechnęłam i powiedziałam, że mam nadzieję, że pewnego dnia w końcu sie zjawią :)
    Wczoraj obserwowaliśmy, stojąc w korkach - stare kamienice - ich misterność daje dużo do myślenia :) skoro kiedyś potrafili budować w taki sposób - dlaczego teraz nie potrafią postawić prostej ściany?? Cóż wraz z rozwojem, nie zawsze idą w parze dokładność i profesjonalizm.. lubię moje tutejsze mieszkanie, ale fuszerka to jedna wielka, jeśli chodzi o wykonanie :(
    Tym optymistycznym akcentem, pozdrawiam i do zobaczenia wirtualnie za miesiąc!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Daisy nie zdziwil ,smialam sie bo nic innego nam nie pozostaje,a czytajac czulam sie jakbysmy mieszkaly razem:))) te same problemy chociaz chyba Twoje bardziej dobijaja:((
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Daisy! To jakiś horror a nie mieszkanie!
    To krematorium w sypialni... Szok!

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć, Grażko :-) A w domku znajomych jest taki malutki 'wiatrołap' gdzie można ściągnąć buty - czyli niekiedy nie wchodzi się prosto na 'dywany'. Jednak wykładzina podłogowa w korytarzu bloku mieszkalnego to jednak przegięcie, nie?

    Aniu, ja odkąd tu mieszkam, zastanawiam się nad tym paradoksem: tutaj wybuchła rewolucja przemysłowa, znaleziono zastosowanie dla maszyn parowych, wynaleziono żarówkę, stąd podbijano cały świat... I co dalej? Skoro obecnie nie potrafi się budować domów? Chociaż myślę że 'potrafi', 'chce' czy 'opłaca' - tutaj gdzieś się kryje wyjaśnienie. Aaa, miłego wyjazdu!

    Dommo, mnie już te problemy nie dobijają, bardziej śmieszą. Czekam na zmiany :-)

    Ato, gdy pierwszy raz to zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć. Ale piecyk (tfu, na psa urok) to jedyne urządzenie bez zarzutu :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. No tak, polak to jednak dziwny człowiek i cieszy się z tego co komuś przeszkadza i nie wychodzi:)No nie... ,żartuję , ale tak smiesznie to opisujesz,że aż nie sposób Ci współczuć! I proszę się odczepić od magnolii, mam tak pomalowane ściany w salonie i wcale nie jest przygnębiająco! A nieeeeeee!!!! Ja mam pastelową orchidę, miała być chyba magnolia, ale za żółta jakaś! No ale żebyś za to zobaczyła jak pomalowałam kuchnię na "złoto Egiptu"!!!To jest dopiero kolorek, więc się ciesz z tej magnolii:)Schowek na rowery- super, zwłaszcza w 35m2! Wyobraźnię tam mają! Jak kiedyś mieszkałam w bloku, to drzwi wejściowe otwierały się tylko do połowy, bo była krzywa ściana, w innym mieszkaniu mieliśmy 10*C w zimę i szron na szybach- prawie w Centrum Warszawy! Zawsze myślałam,że to my jesteśmy 100lat za murzynami, ale najwyraźniej nie jesteśmy jeszcze tacy najgorsi:)
    Pakuj się i wracaj szybciutko. Trzymam kciuki i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Elisse, ja po to właśnie piszę, żeby się ludzie śmiali :-) Angielski kolor 'magnolia' jest inny niż nasz, jest nijaki. Magnolie jako rośliny uwielbiam! A Polska może jest sto lat za murzynami, ale na pewno 100 lat przed United Kingdom - z tym, że jeśli chodzi o rozwiązania techniczne. Jest sporo rzeczy, które nas tu trzymają, a żyje się całkiem nieźle!

    OdpowiedzUsuń
  17. Po przeczytaniu posta nie dziwię się, że masz nerwa. Ja też bym miała:D Wracaj bezpiecznie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń