środa, 4 listopada 2009

Niemoc twórcza

Dopadło mnie i koniec, nie jestem w stanie zdekupażyć najprostszej rzeczy :-( Wyobraziłam sobie pudełko, przykleiłam serwetkę na wieczku - nie wyszły mi przecierki... Szkatułkę z karbutsejla obmacuję od paru dni i nie mogę się zdecydować, co chcę z nią zrobić. Najwięcej nadziei daje mi inna szkatułka, też z drugiej ręki, wyszperałam ją w sklepie z używanymi meblami. No, ale... Snują mi się po głowie motywy grzybowe, a do szkatułki jakoś to nie pasuje.

Siorka ostatnio skarżyła się, że brak u mnie wpisów. To też twórcza niemoc, Siorko, ale podejrzewam, że jesień w tym macza paluchy. Co prawda ciepła ta jesień jest i nawet niekiedy słoneczna, ale jednak już listopad... Zdjęcia z ostatniego spaceru właściwie nie nadają się do pokazania, ale co tam. Pokażę ;-)
(O proszę, taka pogoda była 1 listopada... Wicher urywał głowę, ale, co dziwne, było ciepło...)
(Ta roślina to dla mnie kwintesencja jesieni, a murek wygląda jak wyjęty prosto z 'Tajemniczego ogrodu'. I wszechpotężny zapach pleśni wokół... Przedziwne miejsce.)

A teraz coś, co mnie dobiło. Chodziliśmy z Krasnoludem po terenach lokalnego klubu żeglarskiego, snując plany na wiosnę. Klub jest nad zatoką, co oczywiste, wokół mnóstwo sosen i innych przyjemnych roślinek, poza tym hektary trawników, po których (niestety) biegają psy. Jak wygląda trawnik, każdy wie... Angielski trawnik przy angielskim klubie żeglarskim wygląda tak:(Tak, to maślaki. Mały fragment trawnika. Tony maślaków rosną tam, gdzie Anglicy wyprowadzają swoje burki. Byłam zrozpaczona...)
(...ale prawdziwa rozpacz mnie ogarnęła, jak zobaczyłam za ogrodzeniem taki widok... Prawdziwe, piękne, zdrowe kozaki, żaden upierdliwy burek nie ma dostępu i ja także nie mam dostępu. Stałam przed tą siatką i rzucałam mięchem. Gdybym miała najmniejszą szansę przeleźć, zrobiłabym to i kichała na opinię.)

Tyle zdjęć, natomiast, oczywiście, nie tylko na spacery chodzimy. Zaczęłam zwiedzać miasto, co przy mojej 'orientacji' w terenie jest ogromnym wyzwaniem. Zgubiłam się dwa razy, mimo, że chodzę z planem miasta w łapce. Raz wsiadłam do niewłaściwego autobusu, ale kierowca naprostował mi ścieżkę... Z punktu widzenia turysty Southampton jest wyjątkowo nieciekawe, przynajmniej te fragmenty centrum, które już widziałam. Natomiast jeśli chodzi o szoping, no! Szaleństwo, w galerii handlowej w centrum też udało mi się zabłądzić na trochę. Coś jeszcze? Hmmm, musiałam gadać po angielskawemu, bo powoli zaczynam się rejestrować po agencjach pracy. Dałam radę, co odnotujmy jako sukces.

Aha, no i kupujemy meble do liwingrumu, żeby wreszcie żyć w sposób cywilizowany. Udało nam się dorwać w charity shop nieużywany, drewniany stół z krzesłami, a w sklepie z meblową używką - dwie spore, drewniane komody. Salon powoli zaczyna wyglądać okazale, o ile nie patrzy się w kąt, gdzie nadal stoją rowery ;-) Zdjęcia będą, jak kupimy sofę. Co do chałupy, na razie nie zepsuło się nic istotnego poza (tak jak przypuszczałam) włącznikiem światła w łazience i klamką od spłuczki. Krasnolud naprawił już.

Aaaa, no dobrze, skoro piszę rzadko, to hurtem wstawię wszystko, co tam się działo ostatnio. Chyba nie pisałam (ale jak ktoś zagląda na bloga AgiB, to wie), że zrobiłyśmy z Minstrellą gazetkę o grze Margonem, 'Gońca z Rivendell'. Ostatnio wyszedł drugi numer, pod koniec września - pierwszy. Ja składałam, bo potrafię.

7 komentarzy:

  1. Anglicy nie mają pojęcia o zbieraniu grzybów. Dla nich jedyne grzyby JADALNE to pieczarki z supermarketu :-))))) Dziko rosnące grzyby to dla nich trucizna.

    A tyle dobra się marnuje, no!

    Pokaż ten stół i komody :-) Wiesz, ze mam na tym punkcie lekkiego świra, conie ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty mnie tu "nieniemocaj" tylko zabieraj się do roboty. Na jesień zawsze wszystko opornie idzie..ja jedną szkatułkę przemalowywałam 3 razy (jutro wkleję na bloga) zanim mi się efekt spodobał.

    OdpowiedzUsuń
  3. To nie są kozaczki, ale wg mnie najprawdziwsze borowiki. Pozdrawiam Maria

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale grzyby...zamarzyl mi sie ich zapach i smak...

    OdpowiedzUsuń
  5. Marnotrawstwo grzybów...jak mozna...I Ty ich nie zebrałaś? Jak mogłaś? Ciepła jesień? Kobieto ciesz się....u nas juz były śniegi i mrozy. Teraz to juz tylko wiosna....

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też tam widzę borowika.
    A u nas pogoda prawie zimowa. Wczoraj rano Miłek szybko rano wybiegał na dwór, żeby się zdążyć pobawić w śniegu przed jazdą do przedszkola ;) Oczywiście zaraz wszsytko stopniało, ale rano było przyjemnie. W każdym razie w tym roku śniegi się zaczęły w październiku (np. w Warszawie) a u nas 3 listopada. Pamiętasz, jak byłyśmy małe i 1. listopada spadł śnieg i stałyśmy zmarźnięte na stacji kolejowej w Henrykowie? I wtedy było 'ojej', że śnieg spadł. A w tym roku jakaś taka jesień zimna od samego września, że nikt nawet 'ojej' nie robi. Za to jest wielkie 'halo' w związku z grypami i ja już się nawet boję konserwę otworzyć. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ...jak już się zmobilizowałaś odezwac się na blogu, to znak, że niemoc twórcza tez minie i wena powróci.
    Również oczekuję fotek nowych nabytków :)

    OdpowiedzUsuń