wtorek, 14 lipca 2009

Komp mi się zepsuł

Taaa... Staruszek lapciok, zabrany jako nadzieja na kontakt ze światem, wziął i zszedł. Zaszkodziły mu, jak i mnie, podróże PeKaPem i ciągłe przerzucanie z miejsca na miejsce. Ja także nie jestem w najlepszej formie - nawiedziłam rodzinę i na hektolitrach piwa tudzież diecie Mamy (kilogramy tłustego mięsiwa, pierogi, wędliny i ciasta...) siadły mi nerki, heh. Zwłaszcza prawa. Boooooli, chociaż już mniej, ale najgorsze, że jutro muszę zrobić badania cieczy ustrojowych (anestezjolog dzisiaj zlecił), a faszeruję się ginjalem i sikam na niebiesko. Mam nadzieję, że operacja się odbędzie i za tydzień o tej porze będzie po wszystkim. Anestezjolog był opryskliwy i powiedział mi, że za dużo ważę, niesamowite odkrycie, godne nagrody Tego-i-Owego. Powiedział jeszcze, że poprzedni zabieg w podobnych okolicach organizmu to był mały pikuś i że teraz będzie bardzo bolało po. W sumie nie jestem zła, wolę wiedzieć, czego się spodziewać.

Z braku osobistego komputera na razie oglądam nabyte serwetki i papiery deku, chciałabym na jutro zrobić szkatułkę dla Joli na urodziny, tymczasem jestem w lesie. Pogoda jest przepiękna, nawet ja się nie mam do czego doczepić, niebo błękitne, jeno nieco za gorąco. Ujdzie. Najgorzej w autobusach komunikacji miejskiej, bo śmierdzi wniebogłosy, ale ja sama nie jestem bez grzechu - byłyśmy z Ewką na obiedzie w knajpce wegetariańskiej i zeżarłam coś w sosie czosnkowym. Biedni współpasażerowie. Chciałam zaprezentować na blogu Ewki butelkę w maki, ale nagle zrobiło się pod wieczór i nie zdążyłam zrobić zdjęcia - będzie jutro albo kiedyś.

Co jeszcze? Tęsknię za zaprzyjaźnionymi blogami. Podczytuję prawie wszystkie notki, chociaż odzywam się z rzadka. Chciałabym przenieść się w Bory Tucholskie lub na Mazury, w mieście duszno... Ale humor mam niezły, Krasnolud już ma prawie pewne przenosiny do Southampton i bardzo się z tego cieszy. Będzie dalej od Mieszczyków i Słowaczek, za to bliżej do efki i Kisiela... Coś za coś. Szykują się zmiany, chyba będzie lepiej :-)

9 komentarzy:

  1. Będę trzymać kciuki Kochana. Jesteś bardzo dzielna! Buziaczki i duuużo zdrówka:))

    OdpowiedzUsuń
  2. ja się nasłuchałam ile ważę z okazji porodowych, też było miło... brak kompa jak się jest blogującym to jest prawie koszmar! i jakaś oczywista niesprawiedliwość dziejowa!
    *
    brzuszne operacje to wyjątkowy rodzaj - tym mocniej zaciskam kciuki za Twoje zdrowie

    *
    jak będzie źle i da się jeszcze myśleć w tym stanie to przypomij sobie ile tu nas duchowo trzyma Cię za rękę, marne to pocieszenie ale może zadziała?

    wyściskowywuję, Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki za szybki powrót do świata ludzi mniej więcej żywych ;-)
    Operacje każdego rodzaju -czy "miękkie" czy "twarde" nie są tym, co tygrysy lubią najbardziej.
    Pana usypiacza w kosmos najlepiej wystrzelić za takie głupie uwagi ;-/

    OdpowiedzUsuń
  4. Daj mi adres tego szpitala..taki anestezjolog zasługuje na radykalne znieczulenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę fajnej pogody, bez opałów,dużo zdrówka i wytrwałości, jak zawsze dobrego humorku...
    Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  6. No biedna Ty jesteś...od lat jestem stałym bywalcem szpitali i do tej pory trafiłam tylko na jeden fajny zespół operacyjny:)Może Tobie też się poszczęści...z anastazjologiem fajnie sobie pogadac przed operacją jak jest miły. Trzymam kciuki i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  7. zgapiłam się, bo chyba już po wszystkich zabiegach, mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze! pozdrawiam i życzę jak najszybszego powrotu do dobrej formy!

    OdpowiedzUsuń
  8. Agnieszka jest po operacji. Teraz czekamy na wyjście ze szpitala. Trzymajcie kciuki, za jak najszybsze. ;)
    Siostra mojej siostry.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymam kciuki! Ucałuj ją ode mnie serdecznie.

    OdpowiedzUsuń