Za słońcem poszedł dobry nastrój i niech mi nikt nie pyskuje, że meteopatia jest dla egzaltowanych panienek z wyższych sfer. Mnie się poprawiło wszystko, samopoczucie i poczucie humoru, że nie wspomnę o twórczej stronie natury Ciotki. Nie, żebym wykonała cudne rzeczy, za to matkuję Ewce. Bo ta to całkiem przepadła. Odkąd przyjechały zamówione w zeszłym tygodniu serwetki, Ewka dostała amoku. Chodzi po chałupie, obmacuje sprzęty domowe, ja zaczynam się bać! Poszłyśmy na zakupy, mięso kupić i inne produkty obiadowe, wróciłyśmy z farbami i przedmiotami do deku, a poza tym udało nam się NIE KUPIĆ serwetek, bo i tak mamy nadmiar. Mamy co jeść, produkty spożywcze również zostały nabyte. Odkąd wróciłyśmy, wchłonęłyśmy niepostrzeżenie kilka puszeczek (ja piję lecha, Ewka jakieś zgrubszapiwopodobne reddsy), a także powstała Ewki deseczka:

Deseczka mnie urzekła, bo jest dokładnie w moich kolorach, a poza tym to Ewki początki. Jak sobie siebie przypomnę... Eee, nieważne :-) Teraz ona domalowuje tło do butelki w maki, a ja pogrywam w Margonem. Żeby nie było, że tylko pogrywam w internetowe gierki, to proszę, oto butelka na zamówienie Marmolady:
(Z drugiej strony ładniejsza, ale zdjęcie nie wyszło...)
Natomiast razem nasze produkcje prezentują się jako komplet:
Odkąd przestało padać, jestem całkiem zadowolona z życia :-) W poniedziałek jadę do rodziny, we wtorek kończę 36 lat... Marmolada powiedziała, że nie wyglądam - i wierzę jej. I zeżarłam dzisiaj mnóstwo malin, o ilości wypitego piwa nie wspomnę przez skromność...