
W zeszły czwartek zwieźliśmy graty i zasiedliliśmy 'apartament' nr 23 przy Cranbury Road w Southampton. Parapetówa będzie jutro, Kisiele już się zapowiedzieli...
Chciałam pokazać parę zdjęć z chałupy, ale odkąd tu jesteśmy, przez większość czasu pada. Ktoś mi mówił, że na południu klimat przyjemniejszy, na razie trudno to ocenić ;-) Co do mieszkania - jest bez porównania lepsze, niż nora w Warrington. Przede wszystkim nie ma grzyba (ten smrodek utrwalił mi się w mózgu, rozpoznam go nawet za sto lat), aczkolwiek Kisiel mówił, że grzyb pojawia się wraz z zasiedleniem chałupy, bo przetestował to u siebie. Ale o chacie miało być, nie o Kisielu. Mieszkanie jest na pierwszym piętrze małego, sześciolokalowego bloczku, pomiędzy drzewami, przy dość spokojnej ulicy. Jest mniej-więcej wielkości naszej chatki w Bielsku (jakieś 45 m2), ma również trzy pokoje, niestety bez balkonu.
W łazience jest okno, hurra, oraz trzy lustra, niehurra. Jedno umieszczono jak należy, nad umywalką, ale pozostałe... Nie wiem co za miszczu świata wykombinował, że ulokowanie lustra nad kibelkiem to rzecz w łazience nieodzowna, ale to jeszcze pikuś. Drugie wisi nad wanną, za wysoko, by urozmaicić doznania przy kąpieli, wystarczająco jednak blisko, by było zachlapane przy każdym myciu pod prysznicem. Ja zwariować się nie dam i nie będę wycierać badziewia dwa razy dziennie, więc będzie wiecznie zapaskudzone. Dalsze elementy łazienkowe standardowe są poniekąd. Wanna z przepływowym podgrzewaczem do prysznica i dwoma kurkami z wodą, jakby ktoś zapragnął zanurzenia. Ciepła woda leci w tym przypadku z ogromnego bojlera znajdującego się w kanciapie za ścianą. Światło w łazience zapala się pociągając za sznurek (włącznik ten stawia opór i w ciągu najbliższych paru dni przestanie całkowicie działać). Wodę w kibelku spuszcza się za pomocą okrutnie rozchwierutanej klamki, ale Krasnolud naprawi, jak znajdzie moment. Przy umywalce są dwa krany i tu znowu brytyjski standard - do wyboru wrzątek lub żywy lód. Można se zmieszać w umywalce po zatkaniu korkiem, ale komu się chce...
Kuchnia również jest jasna (ku mej radości) i mogę sobie oglądać podwórko podczas zmywania naczyń, bo zlew umieszczony jest pod oknem. W związku z tym mam niejakie problemy, bo wiatr zwiewa mi pomiędzy brudne gary kwiatki umieszczone na parapecie. Umeblowanie kuchni jest takie se, ale mam sporo miejsca w szafkach i przeżyję, zanim ulokujemy się w czymś własnym. Jest za to kuchenka z płytą ceramiczną i już nie będzie mnie podtruwał gaz, gdy trącę kurek przy sprzątaniu. Jedną z niewątpliwych zalet kuchni jest BRAK w niej czujnika dymu. Nie będę schodzić na serce przy lada podsmażaniu cebuli ;-) Zasadniczo wkurzył mnie tylko przepaskudny syf w szafkach, ale już sprzątnięte. A ja się dziwiłam, że przy oddawaniu poprzedniego mieszkania nasza landlord rozglądała się wstrząśnięta, że jest czysto...
Sypialnia. Tu się nie ma nad czym rozwodzić, pomieszczenie 2,60 na 2,70 m, ale zmieści się w niej duże wyrko, a także szafa i komoda. Jak dla nas wystarczy. Na razie śpimy na materacach dmuchanych, bo łóżko mają nam przywieźć w następną sobotę. Ciągnie od podłogi i marznie mi tyłek. Brrrr...
Najlepiej zagospodarowana jest pracownia, bo przywieźliśmy do niej komplet umeblowania z warringtońskiej nory. Stoją w niej biurka z komputerami, stolik do mojego deku, szafy i regały, jest niestety od zachodniej strony i ogromne okno z wykuszem nie rozświetla jej tak, jakbym sobie tego życzyła. Główną ozdobą tego pomieszczenia jest kurtyna (kotara?) w oknie, przyozdobiona u góry gipsowym fidrygałkiem. Ale...
...ale ten fidrygałek to nic szczególnego w porównaniu z dekoracją salonu, czy też po tutejszemu liwingrumu. Salon jest przyozdobiony na tyle sposobów, że słów mi brak. Po kolei: złote kontakty i włączniki światła, gipsowy border wzdłuż wszystkich ścian, kotara z frędzlami, na suficie rybia łuska oprócz otoczenia lamp (szczerozłotych), gdzie jest dekor w kwiatki. Na jednej ze ścian przymocowano na mur-beton dwie gipsowe płaskorzeźby z postaciami z epoki wiktoriańskiej lub jakiejś innej. Ukoronowaniem dzieła są dwa grzejniki umieszczone podobnie jak w Warrington na środku najbardziej użytecznych do umeblowania ścian. Grzejniki te zamaskowano drewnianymi ochraniaczami tworzącymi coś w rodzaju półek, ale wąskimi i niestabilnymi. Trzymać się na tym nic nie da.
Jeszcze słów parę na temat okien. Szyby są pojedyncze i zanosi się, że pociągnie nas za kieszeń ogrzewanie, ale co tam. Konstrukcja tych okien przyprawia o drgawki. Blok jest siedmioletni, jak nas poinformowano, siedem lat temu na całym świecie umiano robić porządne okna, tu jednak nie. Otwierają się na zewnątrz za pomocą takiego czegoś metalowego, co można nadziać na wystający bolec i w ten sposób okno zabezpieczyć przed nagłym manewrem. Są ABSOLUTNIE nie do umycia od zewnątrz. Jakież było moje zdziwienie dzisiaj po południu, gdy nagle znikąd wyskoczyło wielkie, ociekające wodą COŚ i umyło mi okno w sypialni... Byle jak umyło, nie oszukujmy się.
I co, chciałoby się zobaczyć, prawda? Zdjęcia będą, jak się rozpogodzi :-D